poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 1.


Bezwład w około i nieporządek, chłopiec siedzący w pokoju raczej w jego kącie wypatrujący się czy i tym razem ojciec przyjdzie i dostanie należyty mu ‘wpierdol’. Obawia się każdego wieczora o swoje życie, o swój maleńki świat, który streszczał się w tym pokoju ten kąt był schronieniem niemal że każdego dnia. Wszystko by grało gdyby nie ojciec tyran, nie miał umiaru w tym co robił, bił byle zobaczyć siniaki-krew nigdy nie leciała ale obawa że tak będzie rosła w siłę z każdym dniem coraz bardziej. Ranek już wstawał, początek wakacji nie zaczynał się dobrze mimo tego że miałem wyjechać na wakacje na całe dwa miesiące nie cieszyło mnie to bo bałem się o życie matki, co ona teraz zrobi jak sobie poradzi z tym wszystkim z jego osobą- doprawdy nie wiedziałem. Wszystko zapłacone, prowiant kupiony torby zapakowane a ja miałem jakieś wątpliwości, sam nie mogłem w to uwierzyć ale przecież to ona była moją ochroną, tylko ona była moim oparciem, leczyła moje rany i zupełnie dla niej tylko się uśmiechałem. Dosyć dużo miała na głowie, a mimo tego wychowywała mnie należycie nie miałem jej nic za złe, nawet tego że nie miała sił by postawić mu się, wziąć rozwód czy też po prostu zostawić go przecież w grę wchodziły też jej uczucia, Ona kochała tego tyrana. W głębi siebie też go kochałem, chciałem by się zmienił zaczął mnie wychowywać i by spędzał ze mną czas tak jak niegdyś gdy miałem parę miesięcy, choć tego nie pamiętam dokładnie to zapewne były to najszczęśliwsze miesiące. Już czas muszę się zebrać w sobie i podjąć decyzję jechać? Zostać? Więcej było minusów w tym wszystkim, podejmuję decyzję na tak muszę odżyć na nowo i nabrać sił by móc postawić się ojcu nie mogę wiecznie czekać na pomoc od Matki, już nie. Już za niespełna parę godzin będę w drodze na dworzec, pożegnam się z matką i łza poleci mi symbolicznie okazując tęsknotę i obawę o nią. Czas się ubrać i uspokoić te wszystkie myśli, schodząc do kuchni uzbroiłem się w cierpliwość oczywiście nie obyło się bez docinek ojca, bo przecież musiał komuś wszystko niszczyć taki już był, ohydna natura. Zjadłem w biegu śniadanie, wypiłem sok przygotowany przez Mamę i przeczytałem kartkę od niej że mam być z bagażami pod jej pracą to wyskoczymy gdzieś jeszcze-ucieszyło mnie to wielce i już byłem gotów w drzwiach, nie potrzebowałem by mnie odwoził do niej, poradzę sobie przecież to tylko 5 minut mimo tego że bagaże ważyły trochę. Wszystko już miało być dobrze zaczynałem nowe lepsze życie, nie pożegnałem się z nim nie zasługiwał na to, na jakikolwiek gest miłości z mojej strony stawał mi się coraz to obcy. Z daleka zobaczyła mnie mama i machnęła mi ręką na znak że czeka tu na mnie, nie pytała nawet czemu na nogach tu przyszedłem bo wiedziała sama powód, mamy dla siebie jakąś godzinę- skoczymy na jakieś lody, ciastko, zakupy Maciek?- odrzekła ze smutkiem. Oczywiście możemy spędzić ten czas razem, nie mam żadnych planów a po za tym uwierz mi mamo nie jest mi łatwo, nie chcę cię zostawiać na taki czas ale pisz do mnie listy będę się starał odpisywać w miarę możliwości szybko-wtedy pojawił się uśmiech, najszczerszy jaki dotąd widziałem u niej. Lody były pyszne, kupiłem jeszcze parę znaczków w razie gdyby tam nie było poczty lub była oddalona, i już był czas żeby jechać coraz bardziej się martwiłem a zarazem cieszyłem na wyjazd. Stacja metro tłum ludzi a ja patrzyłem tylko na nią, jej smutne oczy i zupełnie bezradne ręce które chciały bym tu został pomagał jej nadal i nie zostawiał na dłużej niż godzinę, ale nie mogłem planowałem to od początku roku. Pociąg miał być za pięć minut przytuliłem się do niej czułem jej przyśpieszony puls, serce nawalało jak cholera nie mogłem jej uspokoić, łzy poleciały jak na zawołanie pragnąłem tylko jej szczęście ale widocznie było to nieosiągalne. Pocałowałem ją na pożegnanie i wsiadłam, wybrałem miejsce pod oknem by móc jej pomachać, dodać chociaż trochę otuchy Ona machała i czułem jakby miało to być nasze ostanie pożegnanie tak jakby oddała mi swoje serce i odeszła bez słowa, miałem straszne scenariusze w głowie ale widok jej za dwa miesiące poprawiał mi humor. Odjechałem nie widziałem jej zmęczonych od płaczu oczu, mijałem kolejne okolicę i oddalałem się coraz bardziej, nie rozumiałem co teraz będzie ale miało wszystko się zmienić definitywnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz